Nie wiem, jak u Ciebie, ale u nas ostatni czas obfituje w przygody i lekki dreszczyk emocji, choć oczywiście wszystko zawsze dobrze się kończy. Począwszy od tego, że trudno znaleźć w Meksyku nocleg dla rodziny z psem, przez to, że auto udało nam się kupić dopiero dzień przed wyjazdem do miasta Oaxaca (o mieście i obchodach Dia de los Muertos – osobny wpis), aż po próbę wymuszenia na nas haraczu w drodze powrotnej 🙂 W międzyczasie polski bank zablokował mi konto.
Dzień przed naszym wyjazdem Puerto Escondido nawiedziła burza wszechczasów – ani lokalsi, ani ekspaci wcześniej tu czegoś takiego nie doświadczyli. Wiele osób było przekonanych, że to kara boska za brak czystości w sercach i umysłach. Dla nas karą było kilka stanów przedzawałowych na skutek potężnych i bardzo bliskich wyładowań oraz brak prądu przez dobę. Na szczęście byliśmy wyposażeni w świece i znicze kupione na Dia de los Muertos.
Podróż
W dniu wyjazdu okazało się, że prądu brakuje nie tylko w naszym domu, ale również samochodzie, więc nasz wyjazd przesunął się o meksykańskie cztery godziny, przez co nie zdążyliśmy pokonać wymagającej, krętej i osnutej chmurami drogi przed zmierzchem ani zwiedzić Mazunte i Pochutli. Do ranczo zlokalizowanego pod San Jose del Pacifico dojechaliśmy wieczorem wąską wyboistą drogą, pięciokrotnie pokonując płynący przez nią górski strumień.
![](https://pacifico.fun/wp-content/uploads/2021/11/DSC05695-scaled.jpg)
![](https://pacifico.fun/wp-content/uploads/2021/11/DSC05698-scaled.jpg)
![](https://pacifico.fun/wp-content/uploads/2021/11/DSC05702-scaled.jpg)
Na miejscu – jakże by inaczej! – okazało się, że nasza zabookowana wiele tygodni temu górska chata została już przez pomyłkę udostępniona komuś innemu. W efekcie spędziliśmy 2,5 godziny w plenerowej kuchni w temperaturze 10 stopni, jedząc pyszne elotes (czyli najlepsze kolby kukurydzy na świecie), quesadillas, pijąc gorącą oaxakańską czekoladę, podziwiając obfitość gwiazd i – uwaga – ROZMAWIAJĄC PO HISZPAŃSKU z gospodarzami. Przez moment wisiało nad nami widmo spania w namiocie, szumnie nazwanym glampingiem, w temperaturze 5 stopni, jednak szczęśliwie udało się zwolnić naszą chatkę z płonącym w kominku ogniem.
Następnego ranka rozkoszowaliśmy się zimnym górskim powietrzem, uziemialiśmy chodząc boso po trawie oraz zwiedzaliśmy San Jose del Pacifico, czyli położoną 2500 metrów n p.m. meksykańską stolicę grzybów halucynogennych. W tej górskiej wiosce nie ma policji, a mieszkańcy sami stanowią swoje prawo, przez co można tu legalnie kupować bogate w psylocybinę skarby przyrody.
Pobyt
Również w Oaxaca City czekało nas przesunięcie czasowe, ponieważ gospodarz mógł nas wpuścić do „apartamentu” dopiero dwie godziny po naszym przyjeździe. Okazało się także, że elegancko wyposażone mieszkanie zostało niedawno zalane – na ścianach była widoczna pleśń, a „zapach” mocno kontrastował z nowoczesnymi meblami i wiszącymi na ścianach dziełami sztuki. Były też problemy z prądem i z pompą wodną, no ale do tego już zdążyliśmy przywyknąć. W końcu to Meksyk. Na szczęście obchody Dia de los Muertos i obłędne oaxakańskie jedzenie zrekompensowały wszelkie dyskomforty (w myśl zasady Syna „akcji nigdy nie za wiele” jedliśmy nawet chapulines, czyli smażone świerszcze).
![](https://pacifico.fun/wp-content/uploads/2021/11/DSC05936-scaled.jpg)
Powrót
Największą przygodą okazała się jednak powrotna droga numer 131, czyli oficjalna droga stanowa z Oaxaca City do Puerto Escondido. Pablito, który jechał kiedyś tzw. drogą śmierci na Teneryfie, twierdzi, że była ona drogą życia przy tym, czego doświadczyliśmy w Meksyku. Zakręty zakrętami, droga pełna jest ogromnych dziur, osuwisk skalnych i urwisk. Niekiedy wymaga zatrzymania się w miejscu i wrzucenia wstecznego biegu. Na skutek turbulencji jedno z Niniosów wymiotowało na potęgę, ja dostałam choroby morskiej, a Pablito nazajutrz dostał gorączki.
Oboje jesteśmy zgodni co do tego, że wybranie się tą drogą w nocy to pewna śmierć. Na jednym odcinku nie było nawet asfaltu, a lokalny pan zagrodził nam drogę sznurkiem, żądając od nas opłaty za przejazd. Wyglądało to tak, jakby fragment ziemi, którą akurat przebiega droga stanowa, był sporny – prawdopodobnie gmina nie chce inwestować w utrzymanie, a ktoś inny uważa, że należą mu się pieniądze za przejazd przez jego własność. No i to jest właśnie istny Meksyk.
Wnioski z tej podróży są dla nas następujące:
- w stanie Oaxaca nigdy nie podróżuj drogą 131, zawsze wybieraj drogę przez San Jose del Pacifico, mimo że jest dłuższa,
- zawsze miej przy sobie zapalniczkę i świece,
- nigdy nie idź na kompromisy w kwestii zakupu auta – kupuj tylko to, czego stanu technicznego możesz być pewien – meksykańskie drogi (jeszcze szybciej niż polskie) szybko to zweryfikują,
- wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej (w końcu mieliśmy okazję poczuć, że Puerto to nasz dom, do którego wracamy),
- bądź wdzięczny za każdą chwilę swojego życia, bo przepaść może być za każdym zakrętem 🙂
Czy chcesz wiedzieć więcej?
Jeśli interesuje Cię Meksyk i masz do nas pytania, zapraszamy do kontaktu: contacto@pacifico.fun