Akcji nigdy nie za wiele

Nie wiem, jak u Ciebie, ale u nas ostatni czas obfituje w przygody i lekki dreszczyk emocji, choć oczywiście wszystko zawsze dobrze się kończy. Począwszy od tego, że trudno znaleźć w Meksyku nocleg dla rodziny z psem, przez to, że auto udało nam się kupić dopiero dzień przed wyjazdem do miasta Oaxaca (o mieście i obchodach Dia de los Muertos – osobny wpis), aż po próbę wymuszenia na nas haraczu w drodze powrotnej 🙂 W międzyczasie polski bank zablokował mi konto.

Dzień przed naszym wyjazdem Puerto Escondido nawiedziła burza wszechczasów – ani lokalsi, ani ekspaci wcześniej tu czegoś takiego nie doświadczyli. Wiele osób było przekonanych, że to kara boska za brak czystości w sercach i umysłach. Dla nas karą było kilka stanów przedzawałowych na skutek potężnych i bardzo bliskich wyładowań oraz brak prądu przez dobę. Na szczęście byliśmy wyposażeni w świece i znicze kupione na Dia de los Muertos.

Podróż

W dniu wyjazdu okazało się, że prądu brakuje nie tylko w naszym domu, ale również samochodzie, więc nasz wyjazd przesunął się o meksykańskie cztery godziny, przez co nie zdążyliśmy pokonać wymagającej, krętej i osnutej chmurami drogi przed zmierzchem ani zwiedzić Mazunte i Pochutli. Do ranczo zlokalizowanego pod San Jose del Pacifico dojechaliśmy wieczorem wąską wyboistą drogą, pięciokrotnie pokonując płynący przez nią górski strumień.

Na miejscu – jakże by inaczej! – okazało się, że nasza zabookowana wiele tygodni temu górska chata została już przez pomyłkę udostępniona komuś innemu. W efekcie spędziliśmy 2,5 godziny w plenerowej kuchni w temperaturze 10 stopni, jedząc pyszne elotes (czyli najlepsze kolby kukurydzy na świecie), quesadillas, pijąc gorącą oaxakańską czekoladę, podziwiając obfitość gwiazd i – uwaga – ROZMAWIAJĄC PO HISZPAŃSKU z gospodarzami. Przez moment wisiało nad nami widmo spania w namiocie, szumnie nazwanym glampingiem, w temperaturze 5 stopni, jednak szczęśliwie udało się zwolnić naszą chatkę z płonącym w kominku ogniem.

Następnego ranka rozkoszowaliśmy się zimnym górskim powietrzem, uziemialiśmy chodząc boso po trawie oraz zwiedzaliśmy San Jose del Pacifico, czyli położoną 2500 metrów n p.m. meksykańską stolicę grzybów halucynogennych. W tej górskiej wiosce nie ma policji, a mieszkańcy sami stanowią swoje prawo, przez co można tu legalnie kupować bogate w psylocybinę skarby przyrody.

Pobyt

Również w Oaxaca City czekało nas przesunięcie czasowe, ponieważ gospodarz mógł nas wpuścić do „apartamentu” dopiero dwie godziny po naszym przyjeździe. Okazało się także, że elegancko wyposażone mieszkanie zostało niedawno zalane – na ścianach była widoczna pleśń, a „zapach” mocno kontrastował z nowoczesnymi meblami i wiszącymi na ścianach dziełami sztuki. Były też problemy z prądem i z pompą wodną, no ale do tego już zdążyliśmy przywyknąć. W końcu to Meksyk. Na szczęście obchody Dia de los Muertos i obłędne oaxakańskie jedzenie zrekompensowały wszelkie dyskomforty (w myśl zasady Syna „akcji nigdy nie za wiele” jedliśmy nawet chapulines, czyli smażone świerszcze).

Powrót

Największą przygodą okazała się jednak powrotna droga numer 131, czyli oficjalna droga stanowa z Oaxaca City do Puerto Escondido. Pablito, który jechał kiedyś tzw. drogą śmierci na Teneryfie, twierdzi, że była ona drogą życia przy tym, czego doświadczyliśmy w Meksyku. Zakręty zakrętami, droga pełna jest ogromnych dziur, osuwisk skalnych i urwisk. Niekiedy wymaga zatrzymania się w miejscu i wrzucenia wstecznego biegu. Na skutek turbulencji jedno z Niniosów wymiotowało na potęgę, ja dostałam choroby morskiej, a Pablito nazajutrz dostał gorączki.

Oboje jesteśmy zgodni co do tego, że wybranie się tą drogą w nocy to pewna śmierć. Na jednym odcinku nie było nawet asfaltu, a lokalny pan zagrodził nam drogę sznurkiem, żądając od nas opłaty za przejazd. Wyglądało to tak, jakby fragment ziemi, którą akurat przebiega droga stanowa, był sporny – prawdopodobnie gmina nie chce inwestować w utrzymanie, a ktoś inny uważa, że należą mu się pieniądze za przejazd przez jego własność. No i to jest właśnie istny Meksyk.


Wnioski z tej podróży są dla nas następujące:

  • w stanie Oaxaca nigdy nie podróżuj drogą 131, zawsze wybieraj drogę przez San Jose del Pacifico, mimo że jest dłuższa,
  • zawsze miej przy sobie zapalniczkę i świece,
  • nigdy nie idź na kompromisy w kwestii zakupu auta – kupuj tylko to, czego stanu technicznego możesz być pewien – meksykańskie drogi (jeszcze szybciej niż polskie) szybko to zweryfikują,
  • wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej (w końcu mieliśmy okazję poczuć, że Puerto to nasz dom, do którego wracamy),
  • bądź wdzięczny za każdą chwilę swojego życia, bo przepaść może być za każdym zakrętem 🙂


Czy chcesz wiedzieć więcej?

Jeśli interesuje Cię Meksyk i masz do nas pytania, zapraszamy do kontaktu: contacto@pacifico.fun