Podróż
Szczęśliwie tzw. strefę komfortu pozostawiliśmy na warszawskim Mokotowie. Uber XL, który przyjechał przewieźć cały nasz dobytek z apartamentu w Juarez na lotnisko w Mexico City okazał się Toyotą Avanzą, czyli taką Corollą Verso. W Pablicie obudził się polski Paweł i – gdyby nie problemy z płatnością online – już wezwałby kolejnego Ubera. Ale to jest Meksyk, tu da się wszystko. Pan portier i pan kierowca zrobili tak, że z Ninionkami / Dziećmi na kolanach, psem w transporterze i całym dobytkiem dojechaliśmy na czas na lotnisko. Kierowca okazał się kolekcjonerem monet, więc chętnie przyjął od nas ostatnie nasze złotówki.
Lotnisko w Meksyku okazało się trochę większe niż zakładaliśmy, a procedury co*idowe bardziej czasochłonne, przez co na pokładzie samolotu zameldowaliśmy się jako ostatni, na 4 minuty przed rozpoczęciem procedur startowych. Na szczęście po długich wędrówkach po CDMX, zwykły sprint wzdłuż gejtów nie był już dla Dzieci żadnym wyzwaniem.
Zaledwie 30 minut po opuszczeniu stolicy Meksyku naszym oczom ukazał się Ocean Spokojny i niebawem lądowaliśmy na kameralnym lotnisku w Puerto Escondido, gdzie temperatura powietrza była kilkanaście stopni wyższa niż rano w górach.
Puerto Escondido
Bus na lotnisku w Puerto okazał się mniej pojemny od Avanzy, jednak z sukcesem udało nam się dojechać do naszego… apartamentu. Apartament przypominał nieco wnętrza podwarszawskich schronisk dla bezdomnych zwierząt i niestety unoszący się w nim zapach nie był dużo przyjemniejszy. Największym problemem okazały się jednak materace, których sprężyny wżynały nam się w kości, oraz głośna praca czegoś w rodzaju agregatu – a mieliśmy tam zostać cały miesiąc… Po 4 dniach poszukiwań mieszkania, szczęśliwie uciekliśmy.
Cała reszta Puerto Escondido jest piękna i teraz – kiedy już mamy godziwe warunki do życia – skupimy się w pełni na stopniowej eksploracji tego miejsca. Cdn…
Czy chcesz wiedzieć więcej?
Jeśli interesuje Cię Meksyk i masz do nas pytania, zapraszamy do kontaktu: contacto@pacifico.fun
