Despacito



Powolne zadomawianie się

Jesteśmy w Puerto Escondido od 9 dni. W tym czasie zdążyliśmy znaleźć mieszkanie, w którym dobrze się czujemy, kupić piękną meksykańską narzutę od lokalnych krawcowych, zwiedzić dwa miejskie targowiska (mercado), dwa sklepy ekologiczne, kupić emaliowaną patelnię i garnek, nauczyć się obsługi amerykańskiego ekspresu do kawy i złożyć pierwsze zamówienie na Amazonie.

Mamy już swoją lavanderię, czyli pralnię (koniec z rozwieszaniem prania!). Namierzone mamy okoliczne knajpy, w których Dzieci znalazły coś dla siebie do jedzenia, szkołę jogi tuż za rogiem, dwa rodzaje masażu – powięziowy i shiatsu oraz trening funkcjonalny. Wciąż uczymy się, gdzie zrobić jakie zaopatrzenie i co ile kosztuje.

Jest to również czas oglądania szkół dla Dzieci, które są bardzo podekscytowane wizją edukacji w międzynarodowym towarzystwie. Z dnia na dzień są coraz bardziej pewne siebie w komunikacji w obcych językach i mają dużą determinację do nauki hiszpańskiego. Niesamowite jest obserwowanie tych młodych odważnych ludzi w nowym nieznanym środowisku, ich ciekawość, entuzjazm i elastyczność.

Nieśpieszne zwiedzanie Puerto Escondido

Dotychczas największą atrakcją było wypuszczenie do oceanu malutkich żółwików w ramach działalności organizacji pozarządowej „Vive Mar”, chroniącej cztery zagrożone gatunki żółwi. To niesamowite, jak te małe stworzenia ciągną w kierunku wielkiego, jeszcze nieznanego sobie, oceanu. Co ciekawe, żółwie – podobnie jak ptaki, dzięki polu magnetycznemu ziemi – zawsze są w stanie wrócić na tę plażę, na której rozpoczęły swoją życiową wędrówkę.

Dziewięć dni wystarczyło, aby zwiedzić wszystkie dziewięć plaż Puerto. Przed nami wciąż wizja porannego rejsu z oglądaniem delfinów, wielorybów i żółwi, nurkowanie, próby nauki surfingu oraz zwiedzanie okolic – w tym SUP na okolicznych lagunach, jazda konna przez rzekę i podglądanie… krokodyli.

Nie taki Meksyk straszny

Czym nas straszono przed wyjazdem?

  1. Upałami
    Faktycznie, słoneczne popołudnia są gorące i pełnią funkcje sauny, jednak poranki, wieczory i noce są bardzo przyjemne. W nocy wieje miły wiatr, więc można zmarznąć nawet bez udziału wiatraka. Klimatyzator w domu pozostaje nieużywany.
  2. Porą deszczową
    Zdarzają się pochmurne dni oraz nocne i poranne burze. Dotychczas deszcz nie zaskoczył nas w ciągu dnia ani razu.
  3. Komarami w porze deszczowej
    Wieczorami można tu spotkać jakiegoś komara, raz na jakiś czas coś nas ugryzie, jednak jest ich tu na razie nieporównywalnie mniej niż na warszawskim Mokotowie czy w Mexico City.
  4. Skorpionami i tarantulami
    Podobno skorpiona spotyka się tu średnio po miesiącu pobytu, więc to doświadczenie jeszcze przed nami. Tarantulę można czasem spotkać na obrzeżach miasta. Dotychczas z fauny towarzyszą nam tu głównie jaszczurki (i tylko one pchają się do domu), ogromne cykady i nietoperze, których jest zatrzęsienie po zmroku. W ciągu dnia spotykamy niezliczone gatunki śpiewających ptaków oraz wiewiórki. Na plaży spotkaliśmy też dwa małe krabiki.
  5. Dużymi falami
    No i tu racja! Trudno dyskutować. Fale na plaży Zicatela i Bacocho brzmią jak silnik odrzutowy i naprawdę zapierają dech w piersiach. Fale na plażach „dla dzieci” również wymagają oswojenia się i stałej obecności dorosłego (choć chyba meksykańskie dzieci mają inaczej).



Czy chcesz wiedzieć więcej?

Jeśli interesuje Cię Meksyk i masz do nas pytania, zapraszamy do kontaktu: contacto@pacifico.fun