Raj to stan umysłu

Druga połowa maja obfitowała w gwałtowne wydarzenia, jak trzęsienie ziemi, huragan Agata czy tropikalna ulewa, która zamieniła nasze miasto w sieć rzek, potoków i wodospadów oraz odcięła nas na jakiś czas od usług telekomunikacyjnych. W tym czasie doświadczyliśmy także perturbacji mieszkaniowych, medycznych oraz interpersonalnych (już ogarnięte, wszystko jest dobrze, a nawet, jak to zazwyczaj bywa – lepiej niż było wcześniej).

Po tych turbulencjach postanowiliśmy wyjechać na weekend, a za nasz cel obraliśmy wyspę położoną w Parku Narodowym Chacahua. Na trzy dni przenieśliśmy się do kompletnie innego świata, który nazwaliśmy roboczo Małą Afryką. Legenda głosi, że dawno temu w tym miejscu rozbił się statek z „niewolnikami” z Afryki. Dlatego żyje tam wiele czarnoskórych osób – niektóre z nich wyglądają, jakby zachowały swoje geny w 100%, inne – stanowią intrygującą mieszkankę genów, kultur i tradycji dwóch odległych kontynentów.

I tak oto trafiliśmy do raju. Już droga na wyspę zdawała się prowadzić do innego świata przypominającego Park Jurajski. Towarzyszyły nam ogromne rozłożyste drzewa, wszystkie istniejące odcienie zieleni pnącej się wzdłuż i nad drogą, jaskrawo zielone iguany oraz czarno-żółte egzotyczne ptaki. Aby przedostać się na wyspę, pozostawiliśmy auto na lądzie i motorówką przepłynęliśmy błękitną lagunę.

Dzikość

Na wyspie, poza colectivo oraz społecznym / słonecznym patrolem, nie ma samochodów, nie ma zasięgu, a oferowane w cabañach wifi praktycznie nie działa. Wszystkie usługi zlokalizowane są tuż przy plaży, więc na wyspie nie używa się nie tylko telefonów, ale także – butów.

W rezerwacie przyroda pcha się do ludzi drzwiami i oknami. Pierwszego dnia, podczas spaceru brzegiem Oceanu, spotkaliśmy na plaży ogromną żółwicę przygotowującą właśnie gniazdo dla swoich jaj, a ostatniego dnia do pokoju wparował nam ogromny czerwony krab, który postanowił sprawdzić, co tam u nas słychać i ze stukotem wędrował w tę i we w tę, aby po 20 minutach samodzielnie trafić do wyjścia.

Sprawność

Pablito rozpoczął swoją przygodę z surfingiem, Syn ponownie spróbował body boardingu, a Córka ze swoim Przyjacielem szlifowali pływanie oraz oswajali się z deskami w bezpiecznej lagunie. Wodne atrakcje nie pozostawiły nawet czasu na doskonalenie rodzinnej gry we frisbee, którą od niedawna uskuteczniamy.

Wolność

Chacahua to stan umysłu. Absolutne odcięcie od technologii i permanentne uziemienie powodują natychmiastowe przejście w stan zen, bezkompromisowy mindfulness i absolutną wolność od myśli i rozproszenia. Obłędne rajskie widoki stanowią, znane z transurfingu, slajdy docelowe, wywołując poczucie totalnego spełnienia, szczęścia i wdzięczności.

Weekend na wyspie zamieszkałej może przez kilkadziesiąt lub kilkaset osób i pozbawionej wszelkich cywilizacyjnych zagrożeń był też pierwszym doświadczeniem prawdziwej nieskrępowanej wolności dla naszych Wolnych Dzieci (w kwietniu uwolnionych od szkoły), które rozwijały swoją samodzielność, boso i samopas przemieszczając się po wyspie, skacząc beztrosko po kałużach oraz decydując o podejmowanych aktywnościach.

Cieszymy się, że mamy możliwość zapewniać Im kontakt z pięknem Przyrody, różnorodnością Świata oraz luksus autoekspresji, wszechstronnego rozwoju i bezwarunkowej miłości. Nie ma dla nas lepszej inwestycji niż szczęście oraz zdrowie emocjonalne naszych Dzieci.

Opuszczając wyspę motorówką, zgodnie podsumowaliśmy, że te trzy dni bez zdobyczy cywilizacji minęły nam co najmniej jak tydzień. Wróciliśmy wypełnieni spokojem i radością, doceniając jednocześnie powrót do ciepłej wody w kranie, filtrowanej wody i zdrowego domowego jedzenia.

Pełnia

Ostatnią przed letnim przesileniem pełnię księżyca wykorzystamy na obranie celów i planów na kolejne półrocze. Azymut: dzikość, sprawność, wolność i… pełnia życia.

Kierując biegiem swoich myśli, zarządzasz rzeczywistością. W przeciwnym wypadku rzeczywistość zarządza Tobą.

Vadim Zeland

Bonus muzyczny

Czy chcesz wiedzieć więcej?

Jeśli interesuje Cię Meksyk i masz do nas pytania, zapraszamy do kontaktu: contacto@pacifico.fun